[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tonem.
 Wcale cię nie unikam. Nie lubię tylko działać pochopnie. Niechętnie
nawiązuję znajomości, poniewa\...  Valerie umilkła, niepewna, jak ma
postąpić. Nie potrafiła wyznać mu całej prawdy w pełnym świetle dnia. Nie
starczyło jej sił. Sposobność nadarzyła się i przeminęła.  Mam w \yciu dość
kłopotów, niepotrzebne mi nowe.  Przymknęła oczy.  Bli\sza znajomość z
tobą mo\e się okazać dość kłopotliwa, C.C.
 Czy\by?  rzucił z niedowierzaniem. Dałby wiele, by się dowiedzieć, czy
fascynuje Valerie tak samo jak ona jego.
 Owszem.  Z uporem zacisnęła usta.  Na szczęście osiągnęłam wiek, w
którym dyktowane przez rozsądek wyrzeczenia nie odbierają mi chęci do \ycia.
 Po śmierci Hope przez dwa lata wyrzekałem się wszelkich radości. W końcu
dotarło do mnie, \e moje \ycie toczy się dalej Zamiast marnie egzystować,
zacząłem się cieszyć, \e nadal jestem na tym świecie. Valerie, czy zdajesz sobie
sprawę, \e nadal \yjesz  zapytał cicho.
 Oczywiście. Pogodziłam się ze stratą, chocia\ bardzo cierpiałam  odparła,
nie mogąc się oprzeć wra\eniu, \e błękitne oczy przejrzały ją na wylot. Uniosła
wysoko głowę i próbowała stłumić wątpliwości.  Doskonałe sobie radzę,
C.C., a poza tym nie sądzę, \ebym musiała się przed tobą tłumaczyć.
Wolałabym zmienić temat, jeśli pozwolisz.
 Trafiłem w czułe miejsce?
 Nie. Po prostu nie lubię, gdy ktoś analizuje moje postępowanie. 
Westchnęła i odwróciła wzrok.
C.C. obserwował ją uwa\nie. Nie zwiodło go obojętne spojrzenie łagodnych,
brązowych oczu. Valerie ukrywała jakąś tajemnicę.
- Przepraszam, nie chciałem okazać się natrętem. Rzecz w tym, \e nieustannie
zbijasz mnie z tropu. Tyle jest spraw, o których powinniśmy sobie powiedzieć.
 Uśmiechnął się zachęcająco.  Masz ochotę porozmawiać o tym dziś
wieczorem?
Ach, ten C.C.!
 Nigdy nie rezygnujesz?
 W ka\dym razie nie poddaję się łatwo.  Niebieskie oczy wpatrywały się w
nią uporczywie.  Od powiedz szczerze. Pragniesz mnie?
Valerie miała wra\enie, \e w końcu przyparł ją do muru. Przyło\yła ręce do
skroni i zaczęła je masować.
 Sama nie wiem. Ja równie\ czuję się przy tobie zbita z tropu, ale to jest bez
znaczenia. Jeśli chodzi o propozycję wspólnego spędzenia wieczoru, muszę
odmówić. Wybieramy się ze Stephanie do kina. Powinnam być w domu przed
szóstą. W ka\dym razie dziękuję za zaproszenie
 Drobiazg  odparł ironicznie CC.  Mo\esz odmawiać do woli. Ju\ się na
to uodporniłem.
W drodze powrotnej z muzeum Valerie zastanawiała się nad uwagami C.C.
Zawierały kilka trafnych obserwacji. Istotnie dotknął czułego miejsca, pytając,
czy rezygnacja z szukania nowego partnera nie świadczy o wewnętrznym
niepokoju. Czy\by cierpienie uczyniło ją niezdolną do romantycznych uniesień?
Czy \al i rozgoryczenie słu\yły jej za tarczę, ilekroć C.C. próbował się do niej
zbli\yć? Raczej nie. To lęk przed odrzuceniem stanowił główny problem
Valerie.
Nim dowiedziała się o chorobie, szukała towarzystwa ludzi i nawiązywała wiele
znajomości. Na jednym z przyjęć spotkała atrakcyjnego mę\czyznę, który
zyskał jej sympatię. Gdy badania wykazały, \e Valerie ma raka piersi, nowy
znajomy okazał się bardzo pomocny, ale gdy zobaczył filmy i zdjęcia przed
stawiające stan po operacji, zerwał nią wszelkie koń- takty. Twierdził, \e
sytuacja go przerasta. Opuścił ją w nieszczęściu, poniewa\ blizny i
pooperacyjne zniekształcenia budziły w nim odrazę.
Valerie bardzo cierpiała; czuła się odepchnięta. Ucierpiała jej durna i poczucie
kobiecości. Tłumaczyła sobie, \e nie warto się przejmować. Tamten mę\czyzna
niewiele dla niej znaczył. Prze\yła ju\ wielką miłość, urodziła dzieci. śycie
ofiarowało jej wiele pięknych chwil. Nie musiała uganiać się za mę\czyznami.
Argumenty te brzmiały przekonująco, lecz mimo wszystko słowa C.C. nadal
dzwięczały jej w uszach.
Następnego wieczoru Valerie umówiła się z Duganem. Był wprawdzie miłym
człowiekiem, ale nudziła się okropnie w jego towarzystwie i \ałowała przez cały
czas, \e przyjęła to zaproszenia. Taktownie dała mu do zrozumienia, \e to ich
pierwsza i ostatnia randka.
Dzień pózniej C C zjawił się na kolacji w domu jej siostry z wraz dwojgiem
innych znajomych. Silny, północny wiatr przyniósł nagłe ochłodzenie. Po polu-.
dniu temperatura spadła w ciągu godziny o kilkanaście stopni. Gdy około szóstej
usiedli do kolacji, za oknami było zimno i wietrznie. Valerie przygotowała
prawdziwą ucztę: tłuczone ziemniaki, kotlety wieprzowe i zapiekaną dynię. Na
deser podała bananowy pudding Cieszyła się, ze gościom dopisuje apetyt Przy
znała się w duchu, \e jej radość była większa ni\ zwykle, bo przy stole, siedział
C.C.
Trzy dni pózniej odpoczywała w salonie, sącząc porto i czytając ksią\kę
poświęconą ogrodnictwu.
 Tyle muszę się nauczyć  mruknęła do Stephanie, która wtuliła się w fotel i
oglądała telewizję, jedząc mandarynki w syropie prosto z puszki.
 Z czasem nauczysz się wszystkiego  zapewniła ją siostra.  Musisz
zapamiętać przede wszystkim, \e Houston le\y w ósmej strefie...  Przerwał jej
dzwonek telefonu. -
 To pewnie do ciebie  mruknęła Valerie. Dziewczyna skinęła głową. Odkąd
była znowu wolna, otaczał ją tłum adoratorów. Pobiegła do aparatu.
 Dzwonił C.C.  oznajmiła, wchodząc do salonu.
 Zaprasza nas na małe przyjęcie, które urządza
w sobotę wieczorem. Powinnyśmy iść. W ka\dym razie
ja się wybieram, a ty zrobisz, jak zechcesz. Bobby nas
odwiezie, jeśli go poproszę. Co ty na to?
 Sama nie wiem.  Valerie znowu czuła niespokojne kołatanie serca.
Daremnie próbowała zapanować nad sobą, by nie reagować tak gwałtownie na
ka\dą wzmiankę o C.C. Niedługo na sam dzwięk jego imienia będziesz się
śliniła niczym pies Pawłowa nad miską z jedzeniem, pomyślała z ironią.
 Przestań się wygłupiać  nie dawała za wygraną Stephanie.  Nie
widziałaś go a\ trzy dni.
 Dość, Stephanie. Nie chcę słuchać historii o rzeko mym romansie między
mną i C.C.  odparła chłodno Valerie.  Pamiętaj, \e jestem przewra\liwiona
na tym punkcie.
 Dlaczego? Poniewa\ straciłaś pierś? Val, przecie\ ta sprawa nie ma
znaczenia...
 Ma, i to ogromne!  przerwała Valerie. Była zdumiona gwałtownością
swojej reakcji. Po chwili dodała spokojniej:  Przepraszam, \e podniosłam głos.
Zrozum, utrata piersi wszystko zmienia.
 Przepraszam, nie chciałam się okazać taka gruboskórna. Po prostu... 
Stephanie potrząsnęła głową.
 Nie miał prawa cię pouczać. Wybacz mi, kochanie. Pomyślałam tylko, \e
byłoby wspaniale, gdybyście się wreszcie dogadali. Poza tym nie zapominaj, \e
przyjęcia to doskonała okazja do nawiązywania kontaktów zawodowych 
dodała. Rozpromieniła się, poniewa\ znalazła wreszcie bezpieczny temat. 
Wśród zaproszonych jest Bert Fuller. Sporo ostatnio buduje. Pamiętaj, Valerie,
takie znajomości bardzo się przydają w interesach.
 Skoro tak stawiasz sprawę, pójdę na to przyjęcie
 oznajmiła Valerie, a potem wybuchnęła śmiechem. Ale\ znalazła sobie
wymówkę! Przecie\ wiadomo, \e usycha z tęsknoty za C.C. Bardzo chciała
zobaczyć jego willę. Zawsze sądziła, \e dom wiele mówi o właścicielu.
 C.C. powiedział, \e nie musimy się stroić rzuciła mimochodem Stephanie i
rozmowa zeszła na ciuchy.
Valerie bardzo zale\ało, by wyglądać skromnie, lecz niebanalnie. Nie
zamierzała udawać podlotka. Po stanowiła się ubrać jak przystało na kobietę
zrównowa\oną, pewną siebie, którą cechuje spokój i niewymuszona elegancja.
Niestety, ubrania, które ze sobą przywiozła, nie pasowały do tego wizerunku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl