[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziedzińce wyło\ono wypolerowanymi płytami marmuru. Ocieniały je balkony wystające z
olśniewająco białych ścian. Misternej roboty gobeliny wisiały w korytarzach zasłanych bez
umiaru świetnymi kobiercami z Vendhii. Wszędzie biegali niewolnicy, zapalający przed
zmierzchem złote lampy.
Bombatta prowadził barbarzyńcę tak długo, a\ Conan zaczął się zastanawiać, czy będą tak
szli przez cały pałac. Wreszcie wyszli na dziedziniec i Cymmerianin przystanął, nie dbając,
czy jego przewodnik zatrzymał się równie\. Wokół dziedzińca stały alabastrowe, porfirowe i
obsydianowe piedestały, a na ka\dym wyryte były dziwaczne symbole. Conan rozpoznał
niektóre jako astrologiczne mapy, w przypadku zaś innych był zadowolony, \e ich nie zna.
Wśród piedestałów stały grupki ludzi w \ółtych i czarnych szatach, haftowanych w zawiłe,
tajemne znaki. Inni mę\czyzni, w szatach złotych, trzymali się osobno. Gdy tylko Conan
pojawił się na dziedzińcu, spoczęły na nim spojrzenia wszystkich obecnych. Wpatrywały się
w niego oczy pełne oczekiwania, oczy wa\ące, mierzące i dokonujące oceny.
 Ten człowiek, Conan  powiedział Bombatta i Cymmerianin zorientował się, \e
wojownik zwraca się nie do zebranych, ale do stojącej na balkonie Taramis.
Zmysłowa pani nadal miała na sobie strój podró\ny. W jej oczach błyszczała
niepohamowana furia. Spojrzała na Conana. Zdawała się czekać, by Cymmerianin spuścił
głowę, a gdy tego nie czynił, z rozdra\nieniem skrzywiła usta.
 Ka\ go wymyć  rozkazała  i przyprowadzić do mnie.  Odwróciła i bez słowa
opuściła balkon. Ka\dy jej ruch zdradzał przepełniającą ją wściekłość.
Jej gniew nie był jednak\e większy od gniewu Conana.
 Ka\ mnie wymyć!  wycedził.  Nie jestem koniem!  Ku swemu zdziwieniu
stwierdził, \e na pokiereszowanej twarzy Bombatty widnieje równa irytacja.
 Aaznie są tam, złodzieju!  warknął wojownik i ruszył nie oglądając się.
Cymmerianin wahał się tylko przez chwilę. Z przyjemnością skorzystałby z okazji
opłukania się z kurzu. Denerwował go jedynie sposób, w jaki uczyniono mu tę propozycję. O
ile w ogóle mo\na było nazwać to propozycją.
Zciany pomieszczenia, do którego został wprowadzony, pokrywała mozaika
przedstawiająca błękitne niebo i rzeczne sitowie. Na środku znajdował się wyło\ony białymi
kafelkami basen. Za nim stała niska sofa i mały stolik zastawiony flakonikami wonnych
olejków. Conan ju\ cieszył się na myśl o kąpieli, jednak\e uśmiechnął się dopiero na widok
łaziebnych. Cztery dziewczęta błysnęły ku niemu ciemnymi oczami i zachichotały,
przysłaniając usta dłońmi. Ich włosy były jednakowo czarne i identycznie uczesane, ale
krótkie tuniki z białego płótna kryły kształty zupełnie ró\ne  od szczupłych po kusząco
bujne.
 Przyślą po ciebie, złodzieju  powiedział Bombatta.
Uśmiech Conana spłowiał.
 Twój ton zaczyna mnie dra\nić  rzekł zimno.
 Gdybyś nie był potrzebny&
 Nie pozwól, by ci się ręka zastała. Będę tu jeszcze& pózniej.
Ręka Bombatty przesunęła się w stronę broni, a blizny na jego twarzy przybrały siny
odcień. Po chwili wojownik odwrócił się i wyszedł z łazni.
Dziewczęta milczały podczas tej wymiany zdań. Teraz zbiły się w gromadkę, wlepiając w
Cymmerianina przera\one oczy.
 Nie pogryzę was  powiedział uprzejmie Conan.
Z wahaniem podeszły wszystkie naraz, po czym zaczęły zdejmować z niego ubranie
paplając jedna przez drugą:
 Myślałam, \e będziesz z nim walczył, panie.
 Bombatta jest zawziętym wojownikiem, panie. Niebezpiecznym.
 Ale ty, panie, jesteś równie wielki jak on. Nie myślałam, \e istnieje jeszcze ktoś tak
Strona 11
Jordan Robert - Conan niszczyciel
wysoki.
 Ale Bombatta jest potę\niejszy. Co nie znaczy, \e wątpię w twoje siły, panie&
 Przestańcie  rzekł ze śmiechem Conan, powstrzymując je uniesioną dłonią.  Po
kolei. Po pierwsze, nie jestem panem. Po drugie, sam mogę się umyć. I po trzecie, jak się
nazywacie?
 Ja jestem Aniya, panie  odparła najsmuklejsza.  A to Taphis, Anouk i Lyella. I [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl