[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Reno!
- Do jutra. Miłych snów!
Reno Duvall wyszedł powoli z gabinetu i stanął tu\ przy
schodach, tak \eby Caitlin, idąc do swojego pokoju, musiała
przejść tu\ obok niego.
A kiedy była blisko, przytrzymał ją delikatnie za ramiona i
na dobranoc leciutko cmoknął w czoło.
***
Doktor ocenił stan Caitlin jako niezły, ale przestrzegł ją,
by nadal na siebie uwa\ała i oszczędzała zarówno
nadwerę\oną nogę, jak i wcią\ trochę obolałą głowę.
- Noga, to rozumiem - stwierdziła - za du\o nie chodzić i
tyle. Ale głowa, doktorze?
- Za du\o nie myśleć - odparł lekarz pół \artem, pół serio.
- A poza tym nie denerwować się, nie przejmować się niczym,
unikać niepotrzebnych wzruszeń...
- A potrzebnych? - Caitlin podchwyciła \artobliwy ton
doktora.
- Có\, z tymi mo\e być troszeczkę gorzej. W ka\dym
razie - podsumował lekarz - proszę nadal tak trzymać, jak do
tej pory, panno Bodine, a wszystko na pewno będzie dobrze.
Niech pani du\o odpoczywa, jak najwięcej śpi, dobrze się
od\ywia i spokojnie regeneruje siły. A do wesela i głowa, i
noga się zagoi...
- Panie doktorze! - obruszyła się Caitlin. - Ja przecie\
wcale nie zamierzam brać ślubu, więc có\ pan znowu z tym
weselem!
- Tak się mówi - wyjaśnił lekarz. - A zresztą, panno
Bodine, czy warto się zarzekać? - dodał, puszczając do
pacjentki perskie oko.
***
- Caitlin, no i co ci twój doktor powiedział? - spytał Reno.
Podczas wizyty czekał w szpitalnym holu i podbiegł do
niej natychmiast, ledwie wysunęła się ze swoją laską z
lekarskiego gabinetu.
- Powiedział, \e nie warto się zarzekać - mruknęła z lekka
naburmuszona.
- Nie rozumiem.
- To nawet lepiej. Jedzmy do domu!
- A mo\e zostalibyśmy jeszcze trochę w mieście?
- zaproponował Reno. - Moglibyśmy wstąpić gdzieś
razem na lunch.
- Zgoda - przystała po chwili zastanowienia Caitlin.
- Jaki bar proponujesz?
- śaden bar, bez przesady! - obruszył się.
- Więc co, w takim razie?
- Jest tutaj niedaleko od szpitala taka nowa, całkiem
porządna restauracja. Z dobrą kuchnią, klimatyzowaną salą. Ja
oczywiście zapraszam!
- Przyjmuję zaproszenie. Tylko \ebyś pózniej tego nie
\ałował - ostrzegła ze śmiechem Caitlin - bo lekarz kazał mi
się dobrze od\ywiać, a ceny w takim eleganckim lokalu mogą
być dosyć słone.
ROZDZIAA DZIEWITY
Zajęli stolik na uboczu, w odległym kącie sali, w miejscu
troszeczkę mrocznym, lecz wygodnym, szczególnie dla osoby
z laską, gdy\ nikt się tam niepotrzebnie nie kręcił, ani
kelnerzy, ani konsumenci.
Ledwie zdą\yli zło\yć zamówienie, kiedy do restauracji
wkroczyła elegancka a\ do przesady i pachnąca na znaczną
odległość najlepszymi perfumami atrakcyjna blondynka o
szafirowych oczach, Madison St. John.
- Hej, Maddie! - zawołał do niej Reno, zanim Caitlin
zdą\yła go powstrzymać. - Przysiądz się do nas!
Madison zatrzymała się w pół kroku i rozejrzała się
uwa\nie po sali, chcąc sprawdzić, kto taki ją do siebie
zaprasza.
Spostrzegłszy Reno Duvalla, w pierwszym momencie
uśmiechnęła się nawet. Kiedy jednak zorientowała się, \e
siedzi przy nim jej znienawidzona kuzynka, spochmurniała
natychmiast i wzruszając ramionami, odparła:
- Wielkie dzięki, ale niestety nie mogę. Czekam na kogoś.
Jestem z kimś umówiona.
Maddie spędziła ostatnich kilkanaście dni w Nowym
Jorku, dopiero co wróciła i nie zdą\yła się jeszcze dowiedzieć,
\e Caitlin Bodine uratowała dziecko z po\aru i doznała w
związku z tym uszczerbku na zdrowiu, natomiast zyskała u
ludzi z Coulter City i okolic sławę bohaterki, a u Reno
Duvalla zrozumienie, sympatię i mo\e nawet coś więcej.
Laski, gipsu i dyskretnych opatrunków u kuzynki w
półmroku restauracyjnej sali nie zauwa\yła, natomiast
radykalną zmianę jej fryzury, z długiej na bardzo krótką,
potraktowała jako przejaw naturalnej kobiecej skłonności do
podą\ania za modą.
Odwróciła się więc ostentacyjnie tyłem i zajęła miejsce
przy wolnym stoliku pośrodku sali.
- Jeszcze niedawno ty te\ tak byś zareagował na mój
widok - stwierdziła z goryczą Caitlin.
- Ale wszystko się zmieniło, raz na zawsze! - zapewnił ją
Reno. - Zrozumiałem...
- Trochę pózno.
- No, przecie\ lepiej pózno ni\ wcale! - Zniecierpliwiony
Reno podniósł z lekka głos. - Tak się przynajmniej mówi -
dodał ciszej.
- Fakt - zgodziła się Caitlin. - Chocia\ ja chyba
wolałabym powiedzieć, \e lepiej pózno ni\ za pózno
- powiedziała z zadumą.
- Kiedy tak mówisz, masz na myśli Jessa? - próbował się
upewnić.
- Przede wszystkim, ale nie tylko - odpowiedziała Caitlin
trochę wykrętnie. - I mam nadzieję - dodała - \e Maddie St.
John zdą\y cokolwiek zrozumieć, zanim zrobią się z nas dwie
staruszki.
- Na pewno! - stwierdził optymistycznie Reno. - Nie
przejmuj się.
- Nie zamierzam - mruknęła. - Mój lekarz zakazał mi
nerwów i wzruszeń.
- To mo\e lepiej, \e Maddie do nas nie podeszła?
Gdybyście się miały pogodzić, na pewno nie obeszłoby się
bez łez. A tak...
- Co racja, to racja. Tak jest spokojniej - zgodziła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl