[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chwilę będziesz spędzał w domu. Najpierw Anna gdera, że za dużo siedzisz w domu.
Potem się wścieka, że w ogóle cię nie ma. Jak ja się w to wszystko dałem
wmanewrować?
- Taki twój los. Miałem kilka spraw do załatwienia. Poza tym pracowałem. Jakoś
mnie to wciągnęło. Nie, nie traktuję rodziny jak wygódki. Nawet tak nie myśl.
Dla mnie rodzina to prawdziwy cud. Gdyby nie wy...
- Już przestań, Seth. Nie mówimy o dawnych dziejach, tylko o terazniejszości.
- Bez was nie miałbym terazniejszości.
- Nie miałbyś bez Raya. Podobnie jak żaden z nas. I na tym poprzestańmy. -
Wcisnął ręce do kieszeni, spojrzał na wodę. - A więc masz poważne zamiary wobec
tej seksownej kwiaciarki?
Obaj zapatrzyli się w dal.
- Na to wygląda.
- Jakie pączki kupiłeś?
Są w porządku, pomyślał Seth. Niezależnie od rozwoju wydarzeń rodzina zawsze
okazywała się w porządku.
89.
- Różne.
- To wracajmy, zanim Phil je znajdzie. Seth nagle stanął jak wryty.
- Cukiniowy futbol.
Krew odpłynęła z policzków Cama.
- Coś ty powiedział?
- Rozgrywki chlebowe. Piłka z cukiniowego chleba. Opowiedziała mi, jak upiekła
chleb, a wyście grali nim w piłkę.
Cam złapał Setha za ramiona.
- Kiedy ją widziałeś?
- Nie wiem. Mnie się to chyba śniło. Próbowałeś przejąć piłkę i dostałeś w
czoło. Zgadza się?
- Aha. - Cam musiał się uspokoić. - Kiedy skakałem do piłki, wybiegła z krzykiem
kuchennymi drzwiami. Odwróciłem się i... bach, padłem. Chleb był twardy jak
kamień. Nie miała, biedactwo, talentu do kuchni.
- Sama to przyznała.
- Zaczęliśmy rechotać jak pomyleni... ja, tata, Phil i Ethan. A mama tylko się
na nas gapiła. Widzę ją tak do tej pory.
Głęboko westchnął.
- Potem weszła do domu i wyniosła nam drugi bochenek do grania. Też ci to
powiedziała?
- Nie. - Seth położył Camowi rękę na ramieniu, kiedy odwrócili się zgodnie do
bramy towarowej. - Pewno chciała, żebyś opowiedział mi to sam.
Rozdział DZIEWITY
DRU wyszła przed sklep, żeby obciąć przywiędłe kwiaty werbeny i heliotropu
rosnące w beczkach po whisky przy drzwiach wejściowych. Nocna burza ochłodziła
powietrze, rozwiała męczącą duchotę. Ranek był rześki i klarowny jak dzwięk
dzwonu.
Właśnie spędziła cudowną noc z Sethem. Intrygował ją i prowokował. Podniecał i
bawił. Rozbudzał w niej nieznane dotąd uczucia, jakich nie poruszył nawet facet,
za którego omal nie wyszła za mąż. Był chyba najbardziej pociągającym mężczyzną,
jakiego znała. Ale
90.
skoro zostali już kochankami, wypatrywała na horyzoncie problemów. Bo jak się
nie przewidzi problemów, mówiła sobie w duchu, człowiek wpada w nie i tonie.
Odniosła nożyce ogrodnicze z powrotem do pomieszczenia gospodarczego i odłożyła
je na półkę. Brzęknęły dzwoneczki przy drzwiach, sygnalizując wejście pierwszego
klienta.
- Dzień dobry. Czym mogę służyć?
- Sama nie wiem. Może na razie się rozejrzę.
- Bardzo proszę. Piękny dzień, prawda? - Dru otworzyła drzwi wejściowe. - Pani
przejazdem w St. Chris?
- Zgadza się - potwierdziła Gloria.
- Najlepsza pora. - Dru przemogła zażenowanie, które odczuła, widząc taksujące
spojrzenie nieznajomej i uprzejmie zagadnęła: - Przyjechała tu pani z rodziną?
Kobieta nie sprawiała wrażenia osoby, która przeznacza sporo czasu lub pieniędzy
na kwiaty. Wydawała się twarda, impertynenc-ka i prostacka. Kiedy Dru zaleciał
zapach whisky zmieszany z wonią kwietnych perfum, zaczęła się zastanawiać, czy
to aby nie złodziejka. Ale zaraz odsunęła od siebie tę myśl. Nikt nie okrada
kwiaciarni, a już na pewno nie w St. Chris.
- Jeżeli szuka pani czegoś dla udekorowania hotelowego pokoju, mamy w tym
tygodniu specjalną promocję na gozdziki.
- Kto wie? Pani twarz wydaje mi się znajoma. I nie mówi pani miejscowym
akcentem. Dużo czasu spędziła pani w Waszyngtonie?
Dru odprężyła się.
- Tam się wychowałam.
- Zgadza się. Zaraz jak panią zobaczyłam, pomyślałam... Chwileczkę! Pani musi
być córką Katherine. Prucilla... nie, nie, Drusilla.
Dru usiłowała wyobrazić sobie wśród znajomych matki tak fatalnie ubraną kobietę,
po czym złajała się w duchu za snobizm.
- Owszem.
- Niech mnie licho. - Gloria ujęła się pod boki i uśmiechnęła wylewnie. Nie
biedziła się na próżno. - Co pani tu, do diaska, robi?
- Teraz tu mieszkam. A więc zna pani moją mamę?
- O tak, tak. Zasiadałam z Kathy w wielu komitetach. Dłuższą chwilę jej nie
widziałam. Ostatnio spotkałyśmy się chyba z okazji fety dobroczynnej na rzecz
analfabetów. Na kolacji z książką i pisarzem w Shorham.
91.
Wydarzenie opisano szczegółowo w Washington Post", a potem umieszczono w
archiwum dziennika w Internecie, toteż Gloria mogła się teraz popisywać.
- Co słychać u pani matki? I u ojca?
Nie, pomyślała Dru, to żaden snobizm, tylko trafny osąd. Ale odpowiedziała
rzeczowo.
- Dziękuję, wszystko dobrze. Przepraszam, nie dosłyszałam pani imienia.
- Glo. Glo Harrow - przedstawiła się panieńskim nazwiskiem matki. - Mały ten
świat, co? Kiedy ostatnio rozmawiałam z Kath, byłaś chyba zaręczona. I co? Nie
wyszło?
- Nie wyszło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]