[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i powoli ćmił papierosa. Dziwne, jak bardzo na
swoim miejscu zdawała się Diana w ogromnym,
tonÄ…cym w półmroku salonie, w tym domu prze­
pełnionym jego wspomnieniami z dzieciństwa.
Od wielu tygodni usiłował dojść do ładu ze
swymi uczuciami wobec niej. LubiÅ‚ jej towarzy­
stwo, lubił patrzeć, jak się śmieje, jak odkrywaj
rozmaite odcienie namiętności. Ale to wszystko
mógłby powiedzieć o wielu kobietach. Być może
zbyt wielu.
Dlaczego nie był w stanie przestać myśleć!
o Dianie? Skąd czerpał tę niezachwianą pewność,
że nie umiaÅ‚by siÄ™ z niÄ… rozstać? Nawet nie za­
mierzał próbować.
Zdusił niedopałek w popielniczce i podniósł się
z fotela. Rozkosz, pożądanie, to proste, oczywis­
te słowa. Miłość już nie. Nie dla niego. Miłość
oznaczała odpowiedzialność i całkowite oddanie
drugiej osobie, tymczasem Caine zawsze siÄ™ wy­
strzegał zbytniej bliskości. Do chwili, kiedy poznał
DianÄ™.
KUSZENIE LOSU 177
A ona, co ona czuje do niego?
Nagle zapragnÄ…Å‚ być blisko niej. SpaÅ‚a w po­
koju obok, w ogromnym Å‚ożu z baldachimem. Bo­
jÄ…c siÄ™, że zmieni zdanie, wyszedÅ‚ na korytarz i ci­
cho otworzył drzwi sąsiedniej sypialni.
- Diano - szepnął, spoglądając na śpiącą. -
Pragnę cię, Diano. - Nachylił się ku jej ustom.
- Caine! Zmiertelnie mnie przestraszyłeś!
- Nie wydaje mi się - powiedział, siadając na
łóżku i przygarniając ją do siebie.
- Co ty robisz? Nie możesz w domu rodzi­
ców... - próbowała się opierać.
- Mogę. Pragnę cię, Diano. Nie mogę usnąć bez
ciebie.
- Caine. - Chciała coś powiedzieć, ale zamknął
jej usta pocaÅ‚unkiem, który powoli rozpalaÅ‚ pÅ‚o­
mień w nich obojgu.
ROZDZIAA DWUNASTY
Diana siedziała w pustej sali sądowej, walcząc
z odrÄ™twieniem i mdÅ‚oÅ›ciami. Zacisnęła dÅ‚onie na te­
czce. Musi się pozbierać. Musi stąd wyjść, wsiąść
do samochodu, wrócić do domu. Ale jak tego doko­
nać, skoro nogi odmawiają posłuszeństwa.
RozsÄ…dek mówiÅ‚ jej, że zachowuje siÄ™ jak idiot­
ka. Powinna się cieszyć. Przecież wygrała.
Chad Rutledge został oczyszczony z zarzutów.
Ojciec Beth Howard odpowie przed sÄ…dem za
krzywoprzysięstwo. Beth też, dopowiedziała sobie
Diana, spoglądając na miejsce dla świadków.
Dziewczynie nie groził wyrok; zeznania kilkunastu
osób jasno dowiodły, dlaczego kłamała. Wobec ich
dobitności Beth się załamała.
Nie, pomyÅ›laÅ‚a Diana, Beth nie zaÅ‚amaÅ‚a siÄ™ wo­
bec zeznań, załamała się, bo ja, mecenas Diana
Blade, zmusiłam ją do tego.
Słyszała jeszcze swój zimny, bezlitosny, oskar-
życielski głos. Widziała bladą, zalaną łzami twarz
Beth Howard. PamiÄ™taÅ‚a, kiedy dziewczyna wy­
krzyczała swe wyznanie i to, jak Chad wołał, by
KUSZENIE LOSU 179
dała Beth spokój. Chada uspokoili strażnicy,
a Beth, łkając, opowiedziała, co naprawdę się wte-
dy wydarzyło.
Teraz, w pustej sali sÄ…dowej, Diana musiaÅ‚a sa­
ma rozstrzygnąć, czym jest wygrany proces w ka­
tegoriach czysto ludzkich.
Nigdy nie czuła się równie samotna i równie
zagubiona. MiaÅ‚a ochotÄ™ pÅ‚akać, ale z oczu nie po­
płynęła jej ani jedna łza. Zawodowcy nie płaczą,
Jak powtarzaÅ‚ Caine. Caine... Mój Boże, jak bar­
dzo go teraz potrzebowała. Od wizyty w Hyannis
Port minęły dwa tygodnie i od tego czasu wÅ‚aÅ›ci­
wie z nim nie rozmawiała. Ich dialog urwał się
w salonie MacGregorów.
Od tamtej chwili spoglÄ…dali na siebie jak dwoje
obcych ludzi.
Wiedziała, że znowu jest zdana tylko na siebie.
Wystarczyło, że pozwoliła, by Caine pojawił się
w jej życiu, i już ogarnęły ją uczucia, o których
powinna byÅ‚a zapomnieć. Nie mogÅ‚a przecież po­
zwolić sobie na miÅ‚ość. Powinna znalezć sobie in­
ne biuro, może nawet wyjechać z Bostonu. Uciec?
- szepnÄ…Å‚ jakiÅ› gÅ‚os. Tak, być może byÅ‚aby to ucie­
czka. Ucieczka od Caine'a byłaby możliwa, ale
jak uwolnić się od samej siebie?
Kiedy go pokochała? Pewnie jeszcze w Atlantic
City, kiedy pomógł jej pogodzić się z Justinem.
NORA ROBERTS
180
A może na zaśnieżonej plaży, kiedy uświadomił jej,
co znaczy śmiech i pożądanie. Wiedziała, co się dzie-
je, ale udawała, że nic nie zauważa. Ilekroć odzywały
się uczucia, natychmiast zamykała się w sobie.
Podniosła się powoli, omiotła jeszcze spojrze-
niem pustą salę i wyszła z gmachu sądu.
ZobaczyÅ‚a go od razu. Skulona sylwetka na sto­
pniach przed budynkiem. Zawahała się, niepewna,
czy podoła rozmowie. Przemogła się.
- Jak się masz, Chad. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl