[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stuknięcie zamykanej szuflady.
Fakt, że odzyskała słuch, nie zmienił w cudowny sposób jej charakteru.
Kazała wszystkim przysiąc, że nie pisną nikomu słówka, po czym następnego
dnia udała się na spotkanie rodzinne. Wszyscy troje odchodzili od zmysłów z
S
R
ciekawości. Co ona ma zamiar zrobić? Czy w ogóle się o tym dowiedzą? A
może zamierzała złapać krewnych w pułapkę - pozwoli im mówić okropne
rzeczy na jej temat w przekonaniu, że ona i tak nie słyszy? Miała nad nimi
przewagę, którą mogła wykorzystać z całą złośliwością.
- Jak się udało spotkanie? - spytała ją Hanna po powrocie, ale pani
Phillips udała, że nie słyszy. Zawsze tak robiła, ale tym razem wyglądała na
wyraznie strapioną. Wcześniej niż zazwyczaj położyła się do łóżka.
- Na pewno ktoś powiedział coś miłego na jej temat, a ona czuje teraz
wyrzuty sumienia - próbował zgadywać Max, całując Hannę na dobranoc w
holu.
- Skąd wiesz takie rzeczy?
- A pocałujesz mnie tak słodko?
- Nie mogę, boli mnie gardło - powiedziała, a w jej głosie brzmiał żal.
Ale Max dobrze wiedział, że tylko udaje. Dlaczego?
- Hanno, koniecznie musimy ze sobą porozmawiać...
Wtem z radia CB dobiegł ich podniecony głos Petera i Hanna podbiegła
do odbiornika.
Peter działał jak generał prowadzący do boju armię. Widziano czterech
łobuzów z kijami baseballowymi w rękach. Czy to ta sama czwórka co
przedtem? Jeden z odważniejszych sąsiadów wziął ze sobą radio CB i wyszedł
do nich. Peter słyszał, jak pyta, skąd przyszli, gdzie mieszkają i co chcą tutaj
robić. Tamci oczywiście zwymyślali go najgorszymi wyzwiskami i już zabierali
się do rękoczynów. Z sąsiadem mogłoby być krucho, gdyby nie to, że w sukurs
pospieszyli inni mężczyzni. Kiedy Hanna słuchała relacji Petera przez radio,
Max wymknął się po cichu z domu.
Nie widziała go ani nie słyszała przez cały następny dzień. Przyszedł jak
zwykle na kolację. Powiedział, że policja zdobyła numer rejestracyjny
samochodu tamtej czwórki. Złapanie ich to tylko kwestia czasu, bo wiadomo,
S
R
kto jest właścicielem pojazdu. W parę dni pózniej dowiedziała się, że to Max ich
ujął.
Obserwując go w ciągu następnych dni Hanna nabierała przekonania, że
przyszłością Maxa była działalność publiczna. Społeczeństwu potrzebny był
każdy człowiek takiego jak on formatu; byłoby niepowetowaną stratą, gdyby
coś lub ktoś odwiódł go od służby społecznej.
Max rozumiał to, że jego obowiązkiem jest służenie i pomóc ludziom w
mieście. Kto wie, może kiedyś zostanie nawet prezydentem, nie powinien więc
wiązać się z kobietą, mającą nieślubne dziecko. Hanna byłaby dla niego ob-
ciążeniem, musi więc pozwolić mu odejść.
A potem zmienił się rozkład jego zajęć. Przestał przychodzić co wieczór
na kolację i wszyscy przykro odczuli brak przystojnego, wesołego mężczyzny.
Panie nadal rozmawiały ze sobą przy stole, ale rozmowy nie były już tak
ciekawe - Max wpływał na wszystkich odświeżająco swą obecnością.
Hanna czuła się opuszczona i bardzo to przeżywała. Tęskniła za nim tak,
jak tęskniły niegdyś wiktoriańskie panny, wzdychające z powodu
nieodwzajemnionej miłości. Straciła apetyt, przez co rysy twarzy wyostrzyły się
i nabrały fascynującego wyrazu.
Jej zajęcia wypadały bardzo różnie, tak więc nie mogła spotykać się z
Maxem w porze obiadowej. Raz i drugi wpadł do nich na śniadanie, ale
wiadomo, że nie jest to najlepsza pora na składanie wizyt. Wszyscy mieli swoje
sprawy, poza panią Amandą, która zdawała się być beztroska jak nigdy. Po
wyjściu Hanny i Geo, Max sprzątał kuchnię, a potem grał ze starszą panią w
szachy.
Dokończył malowanie pokojów i naprawił parę sprzętów. Wyraznie tracił
na wadze i wyglądał coraz gorzej. Mężczyzni nie usychają z tęsknoty, ale Max
był najwyrazniej wyjątkiem. Martwił się, że traci Hannę, że dziewczyna ma go
po prostu dość.
S
R
A potem dostał informację, że przestępca, którego ujął w centrum
handlowym, Lewis Turner, uciekł z więzienia.
ROZDZIAA DZIEWITY
Lewis Turner uciekł z więzienia korzystając z buntu, wywołanego przez
współtowarzyszy. Najpierw zdemolowali oddział, a potem wszystko podpalili.
Było też kilka ofiar śmiertelnych. Kiedy już zaprowadzono porządek, a
więzniów selekcjonowano i przenoszono gdzie indziej, Turnerowi udało się
jakoś zbiec. W całym tym zamieszaniu jego ucieczka pozostała przez pewien
czas nie zauważona, miał więc od razu przewagę. Anonimowy informator
doniósł strażnikowi, że Turner przysiągł, iż jeśli uda mu się zbiec, to najpierw
dostanie tę blondynkę, która pomogła glinom w Byford.
Max dowiedział się o tym od swego szefa.
- Pamiętasz tę małą blondynkę, która przeszła z tobą przez parking, kiedy
łapaliśmy Turnera? Znasz ją, prawda? On podobno powiedział, że ją znajdzie.
Max poczuł, jak tężeją mu mięśnie. Gazeta nie wymieniła wtedy nazwiska
Hanny, więc jak Turner wpadnie na jej trop? Pewnie ma swoich ludzi w Byford.
Mogą mu pomóc zemścić się na Hannie.
Dla Maxa rozpoczął się koszmar.
Hanna nie wzięła sobie do serca tej grozby, co doprowadzało go do
szaleństwa.
- Musisz być bardzo ostrożna - apelował do niej.
- Powinnaś przestać chodzić na zajęcia do czasu, kiedy to wszystko się
skończy. Najdalej za parę dni go złapiemy, a na razie możesz pracować w domu.
- Mówisz głupstwa - parsknęła w odpowiedzi. - Nie mogłabym tak żyć.
Chcesz, żebym zabarykadowała się w domu? Może mam ustawić na schodach
karabin maszynowy i worki z piaskiem?
- Nie bądz lekkomyślna!
S
R
Nie udało mu się jej przekonać.
Rozmawiał z nią nawet szef policji. Max został włączony do
kilkuosobowej grupy operacyjnej. Postanowiono, że obowiązki Hanny mogłaby
przejąć specjalna policjantka, zaś lokatorki powinny opuścić dom. Mogą pójść
do hotelu, gdzie będą miały specjalną opiekę. Zapewne będzie ona zbyteczna,
ale, jak to się mówi, strzeżonego Pan Bóg strzeże.
W tym samym czasie o pięć przecznic dalej Pete Hernandez, wyposażony
w monitor policyjny, komputer i radio CB dowiedział się o ucieczce Turnera.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]