[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szaleństwa doprowadzały ją noce, kiedy to godzinami leżała bezsennie,
odtwarzając w myślach pocałunki i pieszczoty Logana.
Tęskniła jednak nie tylko do seksualnych przeżyć. Brakowało jej odczucia,
które wywoływała bliskość tego mężczyzny. Podczas pamiętnego weekendu
czuła się przy nim bezpiecznie. Było to dla Merri zupełnie nie znane doznanie.
Nigdy w życiu nie była od nikogo zależna. Pomagała Brettowi, bo była od niego
silniejsza, a on jej potrzebował. Czemu więc nagle wszystko się zmieniło?
Dlaczego teraz pragnęła opieki ze strony Logana?
To szaleństwo, pomyślała po raz chyba dziesiąty. Jeśli nie wezmie się w
garść, rozchoruje się na dobre. Ostatnio, mimo że i tak była bardzo szczupła,
straciła sporo na wadze. Nic dziwnego. Nie miała apetytu i spędzała bezsenne
noce.
Merri, dziewczyno, co się z tobą dzieje? Jeśli nadal będziesz wydawała
klientom resztę z dwudziestu dolarów zamiast z dziesięciu, puścisz mnie z
torbami jęczał Angel. Zbankrutuję przez ciebie, zanim upłynie miesiąc.
Merri jak urzeczona wpatrywała się w pieniądze leżące na dłoni. Co dalej
będzie ze mną? Zastanawiała się zgnębiona.
Pod koniec pory wydawania lunchu przestała w ogóle myśleć. Jedną z
kelnerek zwolnił Angel z ważnych rodzinnych powodów, druga była chora, tak
więc Merri z Corinne były zmuszone obsługiwać dodatkowo stoliki nieobecnych
koleżanek. Przez półtorej godziny pracowały jak szalone.
Kiedy wreszcie kawiarnia zaczęła pustoszeć, Corinne wręczyła Merri
szklankę mrożonej herbaty.
Pij poleciła.
Merri zaschło w gardle. Była wdzięczna Corinne za przyjacielski gest.
Herbata była bardzo przesłodzona.
Och, Corinne, dlaczego wsypałaś tyle cukru?
Pij i nie grymaś. Potrzebna ci energia.
Jeśli to wypiję, na pewno zachoruję.
Zachorujesz, jeśli tego nie wypijesz odparła Corinne. Zwilżyła
serwetkę i przyłożyła ją do twarzy Merri. Złotko, co z tobą? Jesteś cała
rozpalona.
Nie przejmuj się mną.
Merri, ty naprawdę fatalnie wyglądasz. Na twoim miejscu wybrałabym
się niezwłocznie do lekarza. W dzisiejszych czasach jest tyle różnych chorób, że
trzeba bardzo uważać na siebie.
Do lekarza? Powinna jak najszybciej pójść z Dannym do dentysty, a także
kupić mu nowe ubrania, bo rósł jak na drożdżach. Oszczędzała ponadto na zakup
samochodu. Jeśli jeszcze bardziej zaciśnie pasa, może uda się jej wejść w
posiadanie własnego pojazdu jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Wybrała już
sobie nawet używany samochód, przeznaczony do sprzedaży i stojący na
parkingu po drugiej stronie ulicy, naprzeciw kawiarni Angela. Wyglądał solidnie.
Powinien spełniać swoje zadanie, to znaczy wozić ją do miasta i z powrotem
dopóty, dopóki nie będzie jej stać na coś lepszego. Dzięki własnemu środkowi
lokomocji będzie mogła unikać jazdy z Loganem i jego zimnych spojrzeń. Jej
życie stanie się lżejsze, będzie mniej codziennych napięć.
Pójdę wcześnie do łóżka powiedziała do Corinne. Obiecuję. I dobrze
się wyśpię.
Uniosła ponownie szklankę z herbatą do ust, lecz jej żołądek odmówił
posłuszeństwa.
Co ci jest? spytała zaniepokojona Corinne.
Jestem trochę...
Nagle cała sala zaczęła wirować przed oczyma Merri. Herbata wylewała
się z trzymanej przez nią szklanki. Dobiegło ją jeszcze wołanie:
Merri!
Straciła przytomność.
Logan wsiadł do samochodu. Uruchomił silnik i ruszył jak szalony.
Odległość między firmą a szpitalem miejskim pokonał w rekordowym czasie.
Zatelefonowano do niego z kawiarni Angela z wiadomością, że Merri zemdlała
przy pracy, a wezwana karetka zabrała ją do szpitala.
Był przerażony. Boże, co stało się Merri? Kiedy w pośpiechu parkował
samochód przed szpitalem, serce biło mu jak szalone. Może jest poważnie chora?
Nie mógł nawet o tym myśleć.
Jak burza wpadł do holu. Podbiegając do recepcji, dostrzegł Angela. Stary
człowiek miał przestraszoną minę.
Co się stało? spytał go Logan ostrym tonem.
Zemdlała.
Dlaczego?
Niech się pan uspokoi. Nie wiem. Nie jestem lekarzem.
Pracuje u pana. Obserwuje ją pan przez całe dni. Powinien pan wiedzieć.
Zza narożnika wyszedł strażnik i popatrzył na głośno rozmawiających
mężczyzn. Na jego widok Logan oprzytomniał. Cofnął się o krok i nabrał głęboko
powietrza, żeby się uspokoić. Jeszcze by tego brakowało, żeby go stąd wyrzucili.
Musi dowiedzieć się, co dolega Merri.
Wyglądała na zmęczoną. Była blada powiedział Angel, ściskając
czapkę w ręku.
Loganowi zrobiło się żal starego człowieka.
Wiem.
Wiedział, lecz rozmyślnie to ignorował. Sam czuł się okropnie, pracował
przy tym jak opętany. Litując się nad sobą, równocześnie pragnął odwetu. %7łeby
Merri też męczyła się podobnie jak on.
Pewnie to tylko wyczerpanie ciągnął Angel. Może powinienem
zadzwonić do pani Powers? Moja druga kelnerka mówiła, że Merri chciała...
Nikt nie będzie zawiadamiał mojej matki, dopóki nie dowiem się, co jej
dolega oświadczył stanowczo Logan.
Był prawie pewien, że matki nie ma w domu. O tej porze odwiedzała
zazwyczaj Stana Shirleya. Wprost od niego jezdziła do szkoły po Danny ego, a
potem zabierała Merri. Tak czy inaczej, niedługo trzeba będzie się z nią
skontaktować. W przeciwnym razie pojedzie do kawiarni, a tam ktoś obcy powie
jej, co się stało.
Logan usiłował zaplanować następne posunięcie. Trzeba było także zająć
się Dannym.
Logan! Dzięki Bogu!
Tuż za plecami usłyszał głos matki. Odwrócił się w jej stronę.
Skąd się tu wzięłaś? zapytał zdumiony.
Mike LeBlanc przez policyjne radio usłyszał o wypadku. Zadzwonił do
mnie, gdy byłam u Stana. Co jej się stało?
Jeszcze nic nie wiadomo. Czekamy na informacje. Zemdlała w pracy.
Do Faith podszedł Angel.
Pani Powers, od razu wezwaliśmy karetkę.
Logan poprowadził matkę w kąt holu i posadził na plastykowym krześle.
Na szczęście, w pobliżu nie było nikogo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]